Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wanie za jego bolesną ofiarę, która babuni sto złotych przyniosła...
I jakoś ciepléj i serdeczniéj przeszedł ten wieczór na poddaszu. Terenia była tak serdeczna dla Bernarda, tak długo wpatrywała się w niego, gdy mówił, z taką uwagą słuchała rozumnych słów jego, że Bernard czuł się stokrotnie wynagrodzony za ofiarę którą poniósł dla biednych.
— Mój Boże! pomyślał sobie, jakto roskosznie jest zrobić dobry uczynek! I Bóg wynagradza i ludzie wynagradzają... czemuż to tak mało jest tych dobrych uczynków między ludźmi?...