Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dział że ci ludzie się weselą!... Tragedye i dramata jakie przebywamy wewnątrz siebie, w licznem, obojętnym towarzystwie, a częstokroć nawet z uśmiechem na ustach, tego świat powszedni nigdy nie widzi!...
Słowa te dziwnie stosowały się do obecnego usposobienia podkomorzyca. Wygłoszone w formach ogólnych, rozkładały się w jego duszy na odpowiednie jego myślom szczególiki. Widział w nich prawdę, wielką prawdę. Pułkownikowa szczebiotała daléj:
— Wy lubicie zazwyczaj młode dziewczątka o naiwnem spojrzeniu, które dopiero zaczynają się uczyć abecadła życia. Nie rozumiem co w téj nauce jest ponętnego. Każda nauka nudzi, chociażby pedagogowie co innego twierdzili!... Wierzaj mi pan, ta nauka nie jest dla tego, który uczy, ale dla innych! Gdy kobieta całą pełnią życia żyć zaczyna, może mieć wprawdzie jakąś wdzięczność dla byłego nauczyciela swego, ale nie będzie miała dla niego tego porywu uczucia, jaki zazwyczaj ma się ku temu, który w téj pełni życia w drodze jéj stanie... Cóż ona wtedy temu winna, że jéj serce wybiega z granic przyzwolonych. Wierzaj mi pan to uczucie jest najprawdziwsze i najmocniejsze! Pierwszy bowiem przyszedł do niéj, a drugiego sama sobie znalazła!... To co przychodzi do nas przyjmujemy, bo tak zwyczaj każe, ale co sami sobie wyszukamy, znajdziemy...
Podkomorzyc spojrzał na mówiącą i spotkał się