Przejdź do zawartości

Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXV.

Gdy pułkownikowa od wojewodziny do domu przyjechała, wszedł zaraz do jéj buduaru służący i zapowiedział pana podkomorzyca. Uśmiechnęła się, kazała w salonie kandelabry zaświecić i podkomorzyca zaprosić.
Podkomorzyc miał twarz ponurą i wejrzenie niespokojne. Skłonił się spokojnie i sztywnie.
— Byłam pewną, że pan przyjdzie do mnie, rzekła do niego z uśmiechem, wyciągając drobną rączkę.
— Przyznam się pani, odparł podkomorzyc, że na kilka minut przed tą chwilą byłem pewny, że nie przyjdę!
— Cóż tak zachwiało postanowienie pana? zapytała i okazała rząd najpiękniejszych ząbków, czy jakie wspomnienie?...
— Przeciwnie, każde wspomnienie sprawiłoby odmienny skutek, szorstko odparł podkomorzyc.
Pułkownikowa na to nic nie odpowiedziała, tylko