Przejdź do zawartości

Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i najpoczciwsi ludzie nigdy nie darują — a co jeszcze gorsza, że jest krewnym tak wielce podupadłéj familii, z czego wniosek naturalny wypływa, że i on nie ma fortuny, jeźli krewnéj swojéj pozwala tak imie swoje szargać po błocie warszawskim.
Nieszczęście więc podkomorzyca było skomplikowane, a nie było sposobu, aby mu jak poradzić! Cóż bowiem uczynić? Czy wyprzeć się wprost wszystkiego? Nie uwierzą, bo wielu było świadków! Szambelanowa naumyślnie zaprowadziła go na Krakowskie Przedmieście! Wszyscy go widzieli!... A miałże się także wyprzeć pokrewieństwa z biedną kobietą? I to było niepodobne. Od wczoraj przestudiowano już w tym celu całego Niesieckiego i uzupełniono go najświeższemi naprędce pozbieranemi datami, z czego dowiedziano się z najdrobniejszemi szczegółami w jakim stopniu pokrewieństwa stoi podczaszyc do szambelanowéj w czapce futrzanéj! Do tego szambelanowa, która jest trochę głucha, mówiąc do niego, nazywała go głośno i to nawet z pewną ostentacyą kuzynem i bardzo wiele mówiła o podupadłych rodzinach F., do których oczywiście i on należy!...
Takie myśli przechdziły przez głowę podkomorzyca, a nie wiedział na nie lekarstwa!
Ale nagle strzeliło mu coś do głowy. Jest już w naturze każdego nieszczęścia, że równocześnie przy-