Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
NA DZIŚ.

Wczoraj kazali nam żegnać marzenia,
I na czas dłuższy zaprządz się do pługa,
Iść drogą pracy ciągle, bez wytchnienia;
Rzekli, że droga to żmudna i długa,
I pełna cierni i pełna boleści,
Lecz, że nią krocząc unikniem zawodu,
Bowiem u drogi tej celu się mieści
Kupiony pracą — przyszły byt narodu!

I szliśmy korni za tym ich sztandarem,
Do pracy nasze gotując lemiesze,
Ufni, że słowo ich tym świętym żarem,
Co wiódł w pustyni izraelskie rzesze;
Szliśmy, choć skronie wstydem nam pałały,
W ministerjalne nawet przedpokoje,
Ufni, że wodze dobędą ze skały
Dla ust spragnionych wód ożywczych zdroje.

Szliśmy — jak Dante szedł niegdyś przez piekło
Za dziennikarskiej głosem Beatryczy,
Z skronią zbolałą i źrenicą spiekłą,
Smagani chłostą gadzinowych biczy;