Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kaudyńskich jarzem omroczeni cieniem,
Szliśmy przez wszystkie hańby i sromoty,
Wierząc, że ból nasz jest owem nasieniem,
Z którego wzejdzie plon przyszłości złoty!

Dziś co? — Patrz, nowa w dekoracyi zmiana!
Ci, co nucili pieśń utylitarną
Dzwonią w róg Tella, wołają Hozanna!
Gwiazdę nam we mgle wskazując polarną.
Brutusy nowe, co wichrzą w narodzie,
Choć nie zrzucili jeszcze swej liberyi,
I chcą w lud wmówić, zmądrzały po szkodzie,
Że można Polskę wygrać na loteryi.

O! wy nie myślcie, żeśmy tak bez bolu,
Bez walki z sobą, bez serca ofiary,
Z dawnego marzeń zeszli Kapitolu,
By się w trumniane przystroić symary.
Jeśli przed kata nie blednąc powrozem,
Ku orkusowym zstąpiliśmy cieniom,
To jeno na to, by zostać nawozem,
Rolę późniejszym żyźniąc pokoleniom!

Więc próżno Wasze nam ślecie hejnały
Ku loteryjnym nas wabiąc kantorom,
Próżno na piersi nam krwawej, zbolałej
Siadacie równi gorączkowym zmorom.