Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zastawionych łapką zawsze,
— Na halickich panków!

∗             ∗

Wielkie głowy za granicą
Stoją w ludzie pracą żmudną,
U nas — wcale tem nie świécą,
A o „Gwiazdę“ nie tak trudno!
Ledwie człekby czasem wierzył:
Szlachcic — choć mu w łeb strzel zaraz —
Wtem mu powiat mandat zwierzył;
Ot — i „mowiec“ w mig się znalazł!
Choć mu obcą ekonomja,
Ale z serca Carrey płynie,
I — buczacka Detonomja,
Jak szeroka Polska słynie!

Minie doba trzecia, czwarta,
Już nie poznasz pana brata;
Rzekłbyś istne sztuki czarta,
Taki z niego dyplomata,
Finansista i legista,
I pedagog i statysta,
Tak ci gładko i z rezonem
Zwinąć umie się z andronem,
Kiedy w argumenta wda się: —
Nie policzysz kółek w pasie,
Już banialuk tak naplecie,
Że to istne — istne dziwa,
Jak cierpliwem to „P“ bywa,
Co to Posłów stawi w świecie,