Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   82   —

już nie wykurzy z chałupy — ja za niego poręczę odezwał się Grzela — albo i sam wyłożę ile potrza.
— Toby było razem dwanaście. Jadę zaraz do Sawy i szteluje dwanaście szyfkartów. Dawajta po pięć dularów zadatku.
Ten i ów wyciągał z zapazuchy chuścinę i rozwijał ostrożnie, dobywając zatłuszczone i zmięte papierki.
— A możeby jeszcze poczekać, może strajku nie uchwalom — zauważył jeden, któremu się widocznie żal zrobiło piątki trzymanej w ręce.
— Może i prawda — zawtórowali innii.
— Jakie wyśta ludzie nie mądre — burczał górnik z faworytami. Będzie, czy nie będzie, to wszyćko jedno. Kopalnia spalona, roboty lo nas nima. Co mamy tu przejadać zarobek bez zimę; z wiesnom kto bedzie kcioł, to se wróci, a dobrze choć bez pół roku nacieszyć się ze swojakami.
— Jużci prawda — potwierdzili inni, składając swoje piątki na owe szyfkarty.
Ale do koła nich, kupić się już zaczęli inni górnicy i posypały docinki.
— A wejgo, galcyoki już po fertyku!
— Co, co zrobili, — dopytują się inni.
— A no wej, patrzajta jeno ludzie, co to grosiwa złożyli na szyfkarty.
— Co? odjeżdżają?
— Toć sami widzita, że prawda.
— Co to te psiąkrwie mają pieniędzy.
— Bośwa nie przepijali jak wy — odciął się któryś.
— Stul pysk galonie przeklęty!...