Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   76   —

— Wszystko odczuwam, wiem wszystko, wiem to nawet, że kochasz mnie i że się tej miłości zaprzeć chciałeś, aby oszczędzić mi męki, a może śmierci...
Słuchał zdumiony, drżący jak liść targany wiatrem. Jasnowidząca potęga duszy dziewczęcia, którą tak wysubtelnił cudzy ból i głębia uczucia, zabobonną trwogą przejęła mu serce. Usunął się kornie do jej kolan i szept głuchy jak jego rozpacz wydzierał mu się z głębi piersi:
— ...A może śmierci... Odgadłaś mię, dziewczyno, kocham cię, jak może nikt nie kochał na świecie, bo miłością człowieka, który stojąc nad grobem, uświadomił w sobie po raz pierwszy w życiu potęgę takiego uczucia, że mógłby jego szczęściem żyć wiek cały w rozkoszy... A nad moją głową śmierć krąży i ja ją czuję nieomal dotykalnie... więc chciałem je unieść z sobą nieodkryte, bom nie przypuszczał...
— Aby drugie serce odczuć mogło taką głębię twojego bólu — prawda?... Ale ono już tak dawno biło tylko dla ciebie Janie, tak dawno... dawno... Tylko tyś o tem nie wiedział, nie odczuwał, twoja myśl zajęta niedolą braci, nie miała czasu zaprzątać się uczuciami biednego dziewczęcia, które duszą całą towarzyszyło każdej twej pracy, każdemu przedsięwzięciu, każdemu twojemu słowu...
— I ja dopiero dzisiaj — palce kurczowo w bujnych włosach zatopił, pierś rozsadzał mu ból, milczał chwilę i jeden tylko wyrzucił wyraz:
— Nieszczęście!