Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   74   —

wierzą. Wierzą zaś nie idei, którą reprezentuje, ale jemu, bo zdobył ich zaufanie.
Otoczyła go ciemna noc zwątpień i rozpaczy.
I wolnoż jemu, nędzarzowi, przeciwko któremu zmawiają się wszystkie potęgi piekieł, przeznaczonemu na zagładę, myśleć teraz o najwyższem osobistem szczęściu, jakiem mogłaby być miłość takiej gołąbki czystej, jaką jest Jadzia?.. Wolnoż mu tę duszę jasną, którą okrutny los i bez tego tak boleśnie dotyka, wciągać w wir własnych przeznaczeń?...
Więc milczy i cierpi.
Chociaż serce rwie się do niej całą potęgą, milczy i zacina się w swem milczeniu, jak głaz.
Chory Maciej po drugim proszku śpi spokojniej, dusza chorego ma widać chwilę ukojenia, ale dusze czuwających nad nim córki i przyjaciela zmagają się z bólem, który szarpie im serca i targa nerwy na strzępy.
Siedzą naprzeciw siebie; ona przy głowie, on u nóg chorego. Lampa mdłem światełkiem wypełnia izdebkę, słychać tylko ciężki oddech chorego i żałobny tik-tak starego zegara. Godziny płyną długie jak wieczność, a oni milczą, unikając nawet spojrzeń, które kilkakroć skrzyżowane w sercu Jana zwiększyły ból, a w Jadzi lęk niewytłomaczony. Aż wyczerpana męką dziewczyna, tłumiąc gwałtowne łkanie, usunęła się z krzesła na ziemię i chusteczką z całych sił przycisnęła usta, by nie wybuchnąć krzykiem.