Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   63   —

Zapanowała taka cisza, że Jan słyszał przyśpieszone bicie własnego serca.
— O, jakże mi cię żal biedny, tułaczy ludu polski — przemówił cicho i rzewnie.
Całe piekło chyba sprzysięgło się na to, aby cię unieszczęśliwiać i znieprawiać, duszę i ciało zabijać. Mordują cię gazy, miażdżą skały, gniecie kapitał, a oszukują i trują właśni bracia i przewodnicy.
A to ostatnie w tem piekle, które cię zewsząd otacza, bodaj czy nie najgorsze...
To, com tu dzisiaj usłyszał, co wyszło w niebacznych ust waszego przewodnika, w pierwszej chwili gniewało mię, teraz boli, boli tak strasznie, że wypowiedzieć wam tego nie potrafię.
Bracia, wierzcie mi, to była trucizna!... Znam ją, o i jak dobrze ją znam! Bo i ja nią przez długi czas byłem zatruty i nietylko ja, ale prawie całe pokolenie moich rówieśników — które takie oto księgi jak tamta, co ją na stole widzicie, bezkrytycznie brało za dowody faktów przez naukę rzekomo stwierdzonych.
I nietylko całe pokolenie moich rówieśników, ale cały szereg największych filozofów i myślicieli dziewiętnastego stulecia, nie ustrzegł się przed tą trucizną.
Jakie spustoszenie zasiała w duszach, jak zatrzęsła podstawami odwiecznych zasad moralności i etyki, wie każdy, kto badał rozwój t. z. postępu drugiej połowy dziewiętnastego wieku...
Gdyby nie ta trucizna, to kto wie, czy nawet ruch socyalistyczny, owoc owego postępu, ogar-