Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —

pod nachmurzoną brwią w czarnych, rozumnych, ale i przebiegłością nacechowanych oczach. Nos drobny, nieco w górę zadarty, z zadartą w tym samym kierunku brodą, harmonizowały ze sobą, strojąc twarz swego właściciela wyrazem powagi, zaciętości i uporu.
Tacy nie zwykli się cofać połowie drogi, takich nie nagniesz nigdy i do niczego; legnie złamany, ale się nie podda..’
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! — Dobry wieczór księdzu proboszczowi — witali go trzej górnicy, gdy się zrównali z furtką.
On drgnął, wzrokiem rzucił w stronę drogi, którą odszedł Ajrysz Sweeney, jakby w obawie, czy go nie poznano, ale równocześnie głosem przyjaznym odpowiedział:
— Na wieki wieków, Amen. Dobry wieczór... O... i pan Borzemski, jakże rana, dobrze już widać, skoro...
— Dziękuję!
— Opowiadała mi Jadzia o pana czynach bohaterskich, no, jakże...
— Spełniłem tylko obowiązek...
— Bardzo, bardzo pięknie, panie Borzemski. Bardzo się to panu chwali. Szkoda tylko, że pan, panie Borzemski, o innych obowiązkach zapomina... Pan, panie Borzemski, słyszę przeciwny strajkowi, przeciwny teraz gdy...
— Tak, nie myślę się z tem ukrywać, jestem przeciwny...