Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   44   —

— Joe prawde gada — wtrącił jeden ze starszych górników. — Ja po amerycku nie wiela potrafie, choć już bez dziesięć lat jezdem w tych kontrach — ale — przynomni wąsy, tom se ogoluł i zaraz mi lepi. Już me tak nie poszturkujom, jak jenszych.
— A ja, odezwał się wąsal — wąsa nie ogole, nawet za gwiazdę szeryfa. Wolę to co nam pan Borzemski zawsze powtarza: Uczmy się po angielsku, ale mowa nasza i stare zwyczaje, to święta rzecz. Tego sprzedawać nie wolno.
— E, głupi grynhorn, — zawołał któryś.
— Ty sam głupi — odparł wąsal. Ja ci powiadam, że rozumniejszego i lepszego Polaka nie ma w okolicy. Widzieliście jak on pracował przy pożarze kopalni...
— Prawda, prawda. — zawołali inni.
Opozycya przycichła.
— No ja, — odezwał się znowu gospodarz (mister Smith umiał zawsze dostrajać się do tonu większości) nie powiadam żebyśmy zapomnieli, że należymy do polskiego narodu. Owszem, to nawet dobra rzecz. — “Popierać swoich” — o! to rozumiem! Tak być powinno. Własny przemysł, handel, to nam nawet w oczach amerykanów pomoże. Niech no tylko zrobią to wszyscy, co robią saluniści w Ameryce, to już będzie dobrze. Co myślita chłopy źleśmy się spisali? — W całej Ameryce niema ani jednego żyda na karczmie między Polakami, a jest tych karczem przecie kilkanaście tysięcy... I są jeszcze tacy, co powiadają, że nie ma u nas postępu, albo patryotyzmu... Kto kiedy w Polsce sły-