Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   41   —

dzo zmartwiło, bo milczał. Ale właściciel czerwonego nosa, któremu gospodarz nalał ogromną szupę piwa, wysunął się naprzód i zgarnąwszy językiem pianę, z zatabaczonych wąsów zawołał:
— Nie pyskowalibyśta po próżnicy. Żeby nie Stif, toby was już dawno pozjadali Ajrysze i Niemcy, przecie on deputy szeryf!
— Poruszyli się także inni.
— Wara wam od Stifa! Piwo za jego pieniądze to chleją, a byle co, to im zaraz zawadzi. Patrzajta ich! Galicyany!
— A ty nom od Gilicyonów nie wymyślaj Rusku zatabaczony — bo jak cie... rwał się do bitki jakiś były parobek z pod Rzeszowa, ale go inni przytrzymali za ręce.
— Cichojta chłopy — mitygował rozgrzanych jeden z popleczników niefortunnego Stifa. — Taka polityka lo bidnego narodu to humbug! Źreta się ze sobą jak psy, a tu potrza zgody, bo strajk za pasem i kompanistom, co wygubili tyla narodu, raz trza pokazać, co jesta w nas siła... Stif ma racyjom...
— Kto jak kto, ale Stif nie bardzo chyba krzyw kompanistom — przerwano mowcy.
— Nie zrobiliby go deputy szeryfem, żeby to była prawda.
— I wąsów by nie przycinał.
— Oj nie za obcięte wąsy jego obrali.
— Pewnie, że nie za wąsy!
— Spróbuj ty Wojtek podciąć, może i ciebie zrobiom szeryfem — śmiał się któryś szyderczo.