Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

cały kraut. Dalej bracia, do szklanek. Niech żyje ten co nie umarł!
— Niech żyje Stif! — odpowiedziało kilku bardziej podchmielonych górników.
— A lej duże szupy, psia wiaro, nie takie naparsteczki — woła do szynkarza jeden z gości, którego czerwony nos i załzawione, mętne oczy, dokładnie ilustrują wstręt do naparstków.
— Zdrowie Stifa, — odezwali się inni, którym ruda Mery, uwijająca się wraz z mężem za barą, napełniła szklanki.
— Pijcie zdrowi! — odkrzyknął fundator, stojący przy drugim końcu bary — A pamiętajcie głosować za strajkiem! Konwencya już po jutrze. Do piekła z kompanistami!
— Do piekła z nimi! Niech ich choroba! — zawołali bliżej niego stojący.
— Hej Stif, a gdzie twoje rude wiechy, — zawołał jeden z tych co się trzymali opodal.
— Prawda, coś ty zrobił z wąsami — dodali inni.
— Czysty Ajrysz... z tą szczoteczką pod nosem.
— Albo Niemiec.
— A jaki nos, patrzcie, jak mu nos urósł od wczora!
— Jak trąba u słonia!
— Ha, ha, ha, — zaśmiano się chórem i posypały się dalsze docinki nie tyle dowcipne, co ordynarne.
Pokazało się, że Stif nie wszystkich może uważać za swoich przyjaciół, co go widocznie bar-