Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   22   —

słuchałem wiela różności. Oni nie wiedzą, a no, bo i nikt nie wie, że ja znam angielskie, więc gadali se dosyć głośno...
— Wiecie panie, im koniecznie strajku potrzeba.
— Niby komu — zapytał Jan.
— A no, widzi mi się, że najpierwy kompanistom, a potem jeszcze komuś, ale nie wyrozumiałem wszystkiego. Toż wiecie, że mają jakąściś piekielną organizacyę. Ten inżynier, chociaż to przecież pan, Stifa zawsze nazywał bratem, a on jego także....
— Mniejsza o to. Chcą zatem strajku?...
— A no, to już całkiem pewne. Układali się tu przy mnie, że was panie wciągną do tej organizacyi i że im pomożecie.
— Ten Bor, — mówił Ajrysz — oni was panie Borzemski zawsze Borem nazywają — ten Bor mówił — ma wielkie wpływy na to polskie bydło. Jego trzeba wciągnąć do nas koniecznie. Damy mu miejsce w kancelaryi, i będzie nasz.
— Oszukali się — wtrącił Borzemski.
— Ano, chwała Bogu! Stif, opowiadał mu, że Smith już dawno nad wami panie pracuje i że was gdzieś tam wprowadzi.
— Nie wprowadził, wtrącił znowu Borzemski.
— Ano, — chwała Bogu. Jeżeli się uda mówił Ajrysz dalej, — niby ze strajkiem — zarobimy grubo; więcej niż trzy lata temu. Węgla — mówi — gotowego są całe góry, ceny idą na dół, choć zima nadchodzi. Koniecznie nam trzeba strajku...
— A ha!...