Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

coną Ojczyzną, przez krew serdeczną, którą ożywiłeś każdy wiersz nieśmiertelnych twych poematów, ratuj słabnącą duszę tułacza.
W półmroku zachodzącego dnia późnej jesieni, który przez małe zbrudzone okno przesłał kilka mętnych smug światła do wnętrza izdebki, zadrgała życiem smutna twarz wieszcza.
Rozmodlony górnik uniósł się z krzesła, ręce błagalnie w stronę obrazu wyciągnął, a wyrazista jego twarz, włos bujny w tył głowy zarzucony i wyraz cierpienia malujący się na białem wysokiem czole, żywym posągiem odtworzyły postać portretu.
Skamieniał prawie w bolesnej ekstazie.
Nie rozbudził go skrzyp drzwi otwieranych, ni szelest sukni kobiety, która zatrzymała się w progu.
Młoda jeszcze, o pełnych kształtach karyatydy, z zalotnie uchylonym rąbkiem kaftanika, wśliznęła się ruchem kotki do wnętrza. Jedną ręką przezornie drzwi na haczyk zamyka drugą przygładza rozburzone włosy koloru ognia, którem w tej chwili płoną także jej zielonkowate oczy.
Białymi zębami wydatne purpurowe wargi do krwi przygryza i tłumiąc oddech, falujący nadmiernie prawie rozrosłą piersią, pożera wzrokiem zgrabną i silną postać młodego człowieka. Z tem wszystkiem jakaś jednak nieśmiała, waha się i nie wie co począć...
Może nawet cofnęła by się za drzwi cicho jak przyszła, gdyby nie to, że palony wzrokiem namię-