Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   8   —

siał i co dzień jeszcze przechodzi, jak pędzony przez kije skazaniec w wojsku rosyjskiem.
To nic, że pracować musi ciężko, jak nigdy w życiu, tysiąc stóp pod powierzchnią ziemi, narażony tysiąc razy na śmierć.
Kiedy kolega szkolny, Józef Kowalewski, (w Ameryce Joe Smith się nazywa) wyrobił mu miejsce helpra majnerskiego w kopalni, z radością spuszczał się w podziemia, wierząc, że to go więcej niż wszystko zbliży do Tego, któremu ślubował poświęcić życie, wierząc, że On, — Lud Polski — zbawi Ojczyznę.
O naiwna młodości!
Po nad poziomy unosić się wolno, ale... nie w Ameryce.
Tu bogiem — dolar, tu kraj o którym nawet natchniony autor nieśmiertelnej Ody i apostoł wolności, jeżeli pisał, to z żalem serdecznym, że nie rozumie i nie odczuwa boskiego pędu ludów Europy do wolności i sprawiedliwości.
Jak można było o tem zapomnieć myśli znękany górnik.
Prawda, że znalazł kilka serc poczciwych, że kupi się oto koło niego gromadka młodzieży niezepsutej!
Ale gdzież owe masy?...
Gdzie ów tłum, gdzie owe miliony ludu, gdzie owa myśl przewodnia, którą się spodziewał zastać na gruncie ziemi wolności....
Jego przyjaciel z lat młodszych, kolega szkolny, ów Józef serdeczny, z którym ongiś wspólnie płakał rozczytując się w DziadachMickiewicza