Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   99   —

zem do Chicago. Starego Macieja zatrzymał przy sobie, a Jadzię stosownie do jej woli, oddał do klasztoru. Gorąco pragnęła resztę życia poświęcić Bogu i szkole polskiej, której losy, Opatrzność Boża złożyła wręce potężnej armii sióstr-nauczycielek.
W klasztorze poznała całe zastępy dziewcząt polskich sposobiących się do tego szczytnego zawodu. Posiadając już pewną praktykę i duży zasób wiedzy, własną pracą nabyty, ze smutkiem początkowo patrzyła na wielkie braki w szeregach kandydatek, ale z czasem, tam dopiero, w zacisznej celi, do której zupełnie obco dolatywał huk potężnego miasta i nierozumiany, nieodgadywany nawet, szumiał w uszach zastępu przyszłych kierowniczek polskiego drobiazgu w Ameryce, tam dopiero poznała cały ogrom poświęcenia się tych, co do spełniania tej służby tak ochotnie i w tak ogromnej liczbie stanęły.
I zupełnie pogodziła się z otoczeniem.
— Ślubujemy Bogu ubóstwo — mawiała jedna z kierowniczek Zakonu — i ubóstwem naszem służymy Bogu i ludowi, z któregośmy wyszły...
A w oczach Jadzi stawały owe tysiące podobnych jej istot, które z całem zaparciem się własnej osobowości, wzięły na swoje barki ciężar pracy nauczycielskiej w pięciuset przeszło polskich naszych szkołach parafialnych w Ameryce. Gdyby nie ten ślub ubóstwa, to połowa,, a może nawet dziewięć dziesiątych, szkół tych nie mogłoby istnieć.
— Bóg Was posyła — mawiała przełożona — w szeregi tych maluczkich i Bóg otworzy pod