Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

Mężczyzna, który pozostał, potarł kilka razy czarną dłonią jasne, wysokie czoło, dziwnie jasne czoło człowieka czarnej bluzy górniczej, westchnął ciężko i popadł w głęboką zadumę.
Był sam.
Izdebkę sześć kroków długą a pięć szeroką, w jednej połowie zajmuje ohydnie brudny tapczan z brudną pościelą, w drugiej kulawy stół i trzy krzesła, zwykłe umeblowanie nory służącej, czterem górnikom (na zmianę) za legowisko w godzinach wolnych od pracy w kopalni.
Jesteśmy w tak zwanym bordinghauzie.
Klitek podobnych jest w drewnianej piętrowej budzie kilkanaście.
Właściciel oprócz tego prowadzi salun na dole.
Z poza źle przytwierdzonych drzwi słychać brzęk szklanek i ochrypłe głosy podochoconych gości.
Górnik o jasnem czole wsparł głowę na obu dłoniach i nie słyszy piekielnych hałasów pijanej tłuszczy.
Snadź przeprowadzona rozmowa rozbudziła w nim otchłań jakichś wspomnień serdecznych, gdyż po przez szczeliny palców czarnych, co chwila przeciska się czysta jak brylant męska łza tajonego bólu i cicho spada na brudną ceratę stołu.
Już drugi rok!...
Tak — już drugi rok upływa od czasu, gdy pożegnał ziemię rodzinną, oderwany od cichej pracy nad oświatą ludu groźbą srogich kar, które rzą-