Przejdź do zawartości

Strona:Złoty Jasieńko.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jeszcze się jednak uśmiéchał; trudno mu było wszakże zastosować te wyrazy do niewinnéj i zadomowionéj panny Adeli; włosy poczynały mu się jeżyć.
— I — pozwól sobie powiedziéć — mówiła zapędzając się baronowa, jak pan to znajdziesz, nie wiem — ale jabym panu zbyt młodego trzpiota nie dała. Człowiekowi pracy trzeba towarzyszki spokojnéj i statecznéj.
Jakkolwiek panna Albina, mogła ściśle biorąc, uchodzić za bardzo stateczną i spokojną — mecenas już teraz widział o co chodzi. Piérwszy raz straszliwa groźba ożenienia się ze starą babą, (jak niegrzecznie w duchu baronowę nazywał) stanęła mu przed oczyma. Należało się cofać bądź co bądź, osłaniając odwrót argumentami, jakie na prędce znaléźć się mogły. Mecenas przestraszony, przerwał.
— A! pani, ja rachować nie umiem, przyznaję się do téj słabości, jestem człowiekiem wrażeń, serca, nie potrafię obliczać przyszłości i arytmetyki, szczęścia wprowadzić w plany małżeńskie, z zamkniętemi oczyma pójdę gdzie mnie to serce poprowadzi.
Baronowa nie zrozumiała, a przynajmniéj nie widziała w tém nic złego — uznała wszakże słuszném zwrócić się na drogę sentymentu i dowodzić mecenasowi że ona sama także całe życie była serca i uczuć ofiarą, a co więcéj ofiarą nigdy niezro-