Strona:Złoty Jasieńko.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

winnaś wiedziéć że co ja raz powiem to nieodwołane. Chcesz mnie zgubić! ja mówię. Chcesz skompromitować, idź waćpani natychmiast. Jeśli czego potrzeba, Żłobek dostarczy; wszak tam nie powinno nic braknąć.
— Nic, nic, tylko ciebie, mój złoty Jasieńku, a! żebyś choć raz we trzy dni, choćby raz w tygodniu biédną, starą matkę odwiedził.
— Tak! zawołał, żywo chodząc po pokoju i miotając się Szkalmierski — tak, żeby zaraz w mieście wyszpiegowali i pletli androny.
— A widzisz — odezwała się Mateuszowa usiłując go pochwycić za ręce które wyrywał — nie lepiéj że było mi tu zostać gdzie mnie nikt nie znał? Siedziałabym w kątku i nie wyszła.
— Nikt nie znał! zawołał ze śmiéchem mecenas, a wiész jéjmość że ten osioł Jacek, oto przed chwilą, gdy mi o was dawał znać, przyszedł jak z sekretem na ucho!! więc on już wié, a tu dosyć jednego.
— A choćby zresztą ludzie wiedzieli nawet, cicho szepnęła stara, stojąc ciągle przy drzwiach, czyż ubóstwo moje ci wstyd robi?... czym ja nie była całe życie uczciwą kobiétą? czy nie jestem twoją matką...
I płakać zaczęła.