Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ostatnie to słowo wzmogło do szczytu wzruszenie i przestrach. Robotnicy lękliwie obejrzeli się dokoła, jakby im jakieś niewidzialne niebezpieczeństwo groziło. Pierwszy Cabirol odzyskał zimna krew.
— Prędzej! prędzej! — zawołał, trzeba wyjaśnić tę straszną historję, która jest dla mnie niepojętą. Ale może kto lepiej zobaczy odemnie. Niech jeden z was zawiadomi dozorcę, a my tutaj poczekamy...
— Idę! — odezwał się najmłodszy z robotników.
I pobiegł do dozorcy, którego kancelarja znajdowała się po prawej stronie od wejścia obok cmentarza żydowskiego. Przez drogę powtarzał sobie ciągle:
— Co za zdarzenie! mój Boże, co za zdarzenie!
Trzech robotników i podmistrz chodzili przed grobowcem, czekając na przybycie swego towarzysza z dozorcą.
— Kobieta zamordowana wewnątrz — rzekł jeden — to nie tak łatwo zrozumieć.
— A juści! — jakże to sobie wytłomaczyć — zapytał drugi — łeb sobie łamię, a nic nie mogę wymyślić.
— Może też wcale nie było zabójstwa — wtrącił trzeci — kobieta ta mogła wczoraj wejść do grobowca, ażeby się pomodlić, poślizgnęła się na schodkach, upadła, w głowę się uderzyła i zemdlała.
— To niemożebne! — odezwał się podmistrz.
— Dlaczego?
— Bo w takim razie klucz byłby w zamku i nicby nam nie przeszkodziło drzwi otworzyć.
— To prawda!
— Mamy przed sobą zbrodnię, ani wątpić o tem — zresztą dowiemy się zaraz, co mamy myśleć.
W tejże chwili na skraju ścieżki, prowadzącej do grobowca, ukazał się człowiek, którego widzieliśmy już na cmentarzu, w paltocie obszytym futrem i w kapeluszu z szerokiemi skrzydłami. W ręce wciąż jeszcze trzymał wianek z nieśmiertelników. Na widok robotników drgnął z lekka i zatrzymał się, jakby szukał mogiły. Zobaczywszy jakąś, na której wystawało drewienko do wianków, podszedł ku niej, powiesił swój upominek na trójkącie, osłoniętym z góry daszkiem śnieg pokrywający kamień, strzepnął chusta od nosa i ukląkł.
Spostrzegł go jeden z robotników.
— To ci wcześnie przyszedł i nie boi się mrozu! — zawołał.
— E! stary odparł Cabirol — uczucie nie zna godziny i krzty bólu w sercu, nie zważasz — czy ciepło, czy zimno.
— Człowiek ten opłakuje może syna lub córkę.
— Albo żona go odumarła.
— Tylko nie teściową, bo nie przyszedłby modlić się na jej grobie.