Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dalej, bestyjko, do klatki.
Zwinął żmiję w kłębek i wsadził ją do nowego więzienia, do szkatułki i dodał:
— Szczęśliwiej podróży, adieu.
Zamknąwszy szkatułkę, stary łapacz podniósł kratę, wyszedł z przedmiotem i rzekł do Maurycego, podając mu szkatułkę:
— Masz pan! Możesz się pan pochwalić, że masz pysznego samca! Lepszego niema nawet w ogrodzie botanicznym.
Maurycy znów zadrżał.
— Co panu jestem dłużny?
— Dwadzieścia franków... za bezcen.
Młodzieniec wyjął z portmonetki dwudziestofrankówkę i podał ją Wawrzyńcowi.
— Dziękuję — tenże odrzekł.
— Nie zapraszam pana do siebie. Tam zanadto gorąco. Zawiąż pan szkatułkę w chustkę od nosa i nieś pan w ręce.
Maurycy usłuchał rady łapacza i odszedł. Wróciwszy do kawiarni, zabrał swą torbę podróżną, schował w nią szkatułkę i udał się na kolej. O piątej wieczorem był już w domu przy ulicy Navarin.
— Dwadzieścia franków... — szepnął, wyjmując z torby szkatułkę — za usunięcie spadkobierczyni sześciu miljonów, to doprawdy nie za drogo.
Postawił szkatułkę na oknie i poszedł na obiad, a po obiedzie do pałacyku przy ulicy Suzennes. Chciał Lartiguesowi i Verdierowi opowiedzieć wiadomości o Symeonie, jakie od Oktawji usłyszał, a przytem jeden z nich był mu potrzebny.
Bressoles i Marja kilka razy odwiedzali Alberta. Młodzieńcowi nie groziło już niebezpieczeństwo i zdrowie jego polepszało się prędko. Jednakże nie mógł być jeszcze na balu przy ulicy Verneuille — doktór stanowczo zabronił. Paweł de Gibray czuł niewysłowioną boleść moralną. Uczucie rodzicielskie nie dozwalało mu objawić swej woli, bo znowu narazić mógł życie syna, ale to, na co patrzył, dręczyło go niezmiernie. Jak się to skończy? — mówił do siebie z przestrachem. Na dwa dni przed balem Walentyna zapytała męża przy córce:
— Masz jakie wiadomości o Albercie de Gibray?
Marja zarumieniła się. Ludwik odpowiedział dyplomatycznie:
— Dowiadywałem się... Lepiej mu znacznie. Przychodzi do zdrowia, ale jeszcze osłabiony. Pojutrze ani on, ani jego ojciec nie będą u nas.
Walentyna odetchnęła swobodniej. Postraszyła ją myśl, że znowu zobaczy Pawła de Gibraya. Naturalnie, mogła przypuszczać, że po tem, co między nimi zaszło, nie przyjdzie, ale obecnie pozyskana pewność, usuwająca obawy wszelkie, uszczęśliwiła ją, pozwoliła myśleć swobodnie. Walentyna nie wiedziała wcale, że