Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzebna żmija, niech pan szkatułkę trzyma w chłonem miejscu w pokoju.
— Alboż byłoby niebezpieczeństwo, gdybym zrobił inaczej?
— Jeśli gad się obudzi, rozdrażni go to, że zamknięty i kiedy pan ze szkatułki wierzch zdejmiesz, natychmiast rzuci się i ukąsi pana w rękę, albo w twarz... a pan wie przecie, że taka rana jest śmiertelna, jeżeli się jej nie wypali żelazem, albo natychmiast nie wyssie krwi z rany — dodał łapacz żmij.

XLV.

— Więc pan mówi, że pomaga zarówno wypalenie, jak i wyssanie?
— Nie, bo wypalenie działa bardziej zewnętrznie i nie dochodzi do tej części jadu, która znajduje się głębiej. Wyssanie o wiele jest lepsze.
— Postaram się obejść i bez wypalenia — odpowiedział młodzieniec ze śmiechem.
— Ale już gotów jestem na pańskie usługi. Niech mi pan da swoją szkatułkę.
— Proszę.
Maurycy podał szkatułkę łapaczowi, który włożył długie buty, wziął na siebie ubranie z bardzo grubego sukna, podbitego skórą i również grube rękawice.
— Widzi pan — rzekł do młodego człowieka.
— Chociaż nie przewiduję żadnego niebezpieczeństwa, przedsiębiorę jednak wszelkie ostrożności. Gdyby żmiji przyszła ochota mnie ukąsić, nie mogłaby żądła zostawić w ciele.
— Ale twarz ma pan odsłoniętą.
— O twarz niema się czego lękać. Żaden gad na takie zimno nie będzie miał siły podnieść się i skoczyć tak wysoko.
Wawrzyniec Violet nałożył mchu do szkatułki, potem udał się do grodu, a Maurycy za nim.
Obaj po kilku krokach doszli do skalistego pagórka, w którym widać było otwór zagrodzony kratą, zamkniętą na kłódkę.
Za kratą schodki prowadziły w nieprzejrzaną otchłań.
Wawrzyniec Violet otworzył kłódkę, wlazł przez otwór, zamknął za sobą kratę, zszedł na dół po schodach i znikł.
Po chwili wyszedł po kilku stopniach ku górze i jak tylko już trochę widniej było, przyjrzał się swej niewolnicy.
— Samiec! — krzyknął Maurycemu, który nachylił się nad kratą i patrzał.
— Wspaniały samiec! Patrz pan! Bestyjka wydaje się spokojniutką! Ale niechno ją pan zostawi przez godzinę w ciepłym pokoju, no!
Syn Aime Joubert poczuł dreszcz. Wawrzyniec mówił dalej: