Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drogą. Łatwo się domyśleć, że jedynym celem tych pytań było otrzymanie adresu. Maurycy prędko doszedł do ścieżki, mającej prowadzić do chaty Wawrzyńca Violet.
Wkrótce też rzeczywiście spostrzegł domek bardzo czysto wyglądający, jednopiętrowy, stojący pośród ogródka, graniczącego z lasem. Ogród otaczał parkan od strony drogi. W pośrodku parkanu znajdowała się furtka. Syn Aime Joubert otworzył ją, przeszedł do ogrodu, zapukał do drzwi w sieni. Pokój był obszerny i starannie utrzymany. Przy stole siedział mężczyzna i kobieta, naprzeciwko siebie i jedli obiad.
Na widok nieznajomego mężczyzna wstał i ukłonił się.
— Pan jesteś Wawrzyńcem Violet, myśliwym żmij? — zapytał Maurycy.
— Tak.
— Mam do pana interes.
— Pan może przyszedł kupić?
— Tak.
— I może się panu śpieszy?
— Nawet bardzo.
— Da mi pan pięć minut czasu do dokończenia obiadu?
— I owszem.
Wawrzyniec Violet przysunął krzesło.
Maurycy usiadł.
Łapacz jadł dalej.
— Co panu potrzeba, wężów czy żmij?
— Żmij, a raczej tylko jedną.
— Zapewne potrzebuje pan dla rzeźby.
— Dla odlewu.
— Zaraz się domyśliłem... widać po panu, że pan artysta. A samicę pan chce, czy samca?
— Na to nie mogę odpowiedzieć. Alboż nie wszystko jedno, czy samiec, czy samica?
— Nie. Samiec ma sploty wydatniejsze i lepiej wychodzą one w odlewie. Ale muszę zarazem pana uprzedzić, że samiec jest niebezpieczniejszy.
— To już mi wszystko jedno. Będę ostrożnym.
— Wziął pan ze sobą jakie pudełeczko?
— Mam.
Maurycy wyjął szkatułkę z kieszeni, podał ją Wawrzyńcowi Viotet i dodał:
— Chyba taka będzie dobra?
— Dobra — odpowiedział łapacz żmij.
— Powietrza będzie dość. Od chłodnego metalu zdrętwienie potrwa dłużej, a ja nałożę mchu.
— Ale nie radzę panu tej szkatułki kłaść potem do kieszeni.
— Dlaczego?
— Bo od ciepła przeminie letarg żmii. Póki panu będzie po-