Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mąż jej i córka odwiedzali chorego Alberta. Budowniczy chciał trzymać w tajemnicy do czasu miłość młodych ludzi, a Marja wcale nie była skłonną zwierzać się przed matką. Walentyna mówiła dalej;
— A czy będzie u nas przynajmniej artysta, Gabriel Servais?
— Obiecał — odpowiedział Ludwik.
— To dobrze. Ludzie znani, głośni, o których wszyscy mówią, nadadzą ton naszemu domowi, a u nas właśnie brak znakomitości. Poproszę Servaisa, ażeby z sobą przywiózł swych przyjaciół i to najsłynniejszych, o których piszą w gazetach. Z resztą nasz bal zapowiada się świetnie. Rozesłałam nowe zaproszenia... Będziemy mieli bardzo szykowną młodzież... Chyba zadowolona będziesz, Marjo.

XLVI.

— O! — zawołała Marja tonem, którego szczerości nie można było podejrzewać.
— Nie lubię tej szykownej młodzieży i zdaje mi się, że na tym twoim balu, matko, tańczyć będę mniej, niż na pierwszym.
— Dlaczego? — spytała zdziwiona matka.
— Nie bardzo — lubię tańczyć. Nie podoba mi się ta młodzież... cudni, jeśli nie głupi!
— E! przesadzasz
— O, nie, moja mamo!
— Przecie nie wszyscy młodzi ludzie są podobni do siebie, musisz chyba z nich wyróżniać choć jednego, albo dwóch?
Usłyszawszy to poniekąd zapytanie, Ludwik Bressoles, który czytał gazetę, podniósł oczy i spojrzał na Marię. Oczy dziewczęcia skierowane były na niego; zaczerwieniła się. Mrugnął nieznacznie, dając tem znak, aby nic nie, mówiła. Walentyna pytała dalej:
— No, cóż, nic nie odpowiadasz?
Maria milczała.
— Milczenie twoje dowodzi, że się nie omyliłam — rzekła jeszcze pani Bressoles — przekonaną jestem, żeś już uczyniła wybór.
Żona Ludwika Brsssoles wiedziała bardzo dobrze od samego Gibraya, że Albert kocha Marię. Widziała, jak Marja uśmiechała się wymownie do Alberta i nie wątpiła, że dziewczę odpłaca młodzieńcowi wzajemnością, chciała jednak nabrać w tym względzie zupełnej pewności.
Miłość ta mogła mieć dla niej wielkie znaczenie i na-