Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pomyśl, żem przez dwadzieścia trzy lata podróżował po Europie pod różnemi nazwiskami, że wszystkie papiery legitymacje, zawsze miałem w porządku.
We Włoszech nazywałem się Jakób Peppl, w Rosji Iwan Merkunów, w Niemczech Franz Mueller, w Belgji Van Amburger, w Londynie John Tompson, w Szkocji William Duc, w Szwajcarji ośmieliłem się przybrać swe właściwe nazwisko na dwa czy trzy miesiące i uczyniłem to rozmyślnie, chciałem, ażeby policja francuska w razie gdyby mnie szukała, miała powód przypuszczać, że mieszkam w Szwajcarii.
Jeden raz tylko poznano mnie.
— Sam hrabia Kurawiew. Naturalnie usiłował aresztować mnie, ale mu się wymknąłem.
Nieujęty dotychczas, ale trzeba na wszystko być gotowym.
— Tak. I dlatego radziłbym ci urządzić tu sobie jakie skryte wyjście.
— Już o tem pomyślałem.
— Kiedyś spostrzegł, nieprawda, zabitą furtkę, która dawniej prowadziła z tego ogrodu do ogrodu posesji przy ulicy Ville de-Eveque.
— Właśnie.
— Tak. Otóż tam powinniśmy szukać wyjścia w razie niespodziewanego napadu.
— Czy furtka zamknięta na zamek albo sztabami tylko z tej strony, czy też i od strony posesji?
— Tego nie wiem. Nie wypytywałem o to odźwiernego z ulicy Tranchet.
— Trzeba się jednak dowiedzieć.
— Ale w jaki sposób?
— To jest moja rzecz. Zobaczymy najpierw furtkę od strony twego ogrodu.
— Zaraz?
— Tak.
— To chodźmy.
Lartigues wyszedł z saloniku, gdzie się odbywała niniejsza rozmowa i udał się do ogrodu.
Verdier podążył za nim.
Powietrze było mroźne i suche.
Jasne słońce zimowe rzucało swe złociste promienie do ogrodu małego pałacyku po przez obnażone konary wielkich drzew ogrodu pensji.
Obaj skierowali się ku furtce.
Wiemy, że kryła się ona pod gęstemi i ciemnemi liśćmi bluszczu.
Fałszywy opat Meriss uniósł tę roślinną zasłonę i długo się wpatrywał w potężny zamek.
— Masz klucz? — zapytał potem.