Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zdarza. Zabierałem się zamknąć drzwi, gdy wszedł jakiś jegomość i zapytał, czy u nas nie stoją dwie panie, matka i córka, przybyłe przed dwoma dniami z Włoch, które, jak mówił, miały stanąć w naszym hotelu... Dodał, że te panie nazywają się Amati, czy Salenti, dosyć, że na i.... Naturalnie, ja odpowiedziałem, że takich u nas nie ma. Podziękował mi bardzo grzecznie i przepraszając najmocniej, że mnie napróżno budził, wyszedł z kantoru. Odprowadziłem go do drzwi, które zamknąłem za nim i położyłem się spać. Ot i to wszystko.
— Czy ten człowiek wyglądał na cudzoziemca? — rzekł sędzia śledczy.
— Mówił dobrze po francusku, ale obcym akcentem.
— Jakim?
— Zdaje mi się, że niemieckim, lub temu podobnym.
— Czy widziałeś go z twarzy, rozmawiając?
— Niedokładnie. Był zawinięty w wielki szal, dochodzący mu prawie do oczu. Jednakże spostrzegłem, że miał jasne włosy i faworyty i że nosił binokle.
— To ten sam! — zawołał pan de Gibray i dodał: — Czyś zauważył, odprowadzając go do drzwi, że powóz czekał na niego?
— Rzuciłem okiem ma ulicę, powozu nie było.
— To szczególne.
— Owszem to rzecz bardzo prosta — odrzekł naczelnik wydziału śledczego. — Pomyśl pan, że mamy do czynienia z łotrem bardzo zręcznym i że ten plan naprzód ułożył. Wysławszy stangreta po drodze, zadzwonił i zostawił drzwi otwarte, aby Cadet był przekonany, że drugi podróżny już wszedł, dokąd i sam zabójca wszedł — otrzymawszy resztę i zapłaciwszy woźnicy poczem odjechał wraz z trupem.
Potrzeba mu było jakiegoś prawdopodobnego pretekstu, dla objaśnienia przybycia do hotelu po nocy i dlatego pytał o dwie panie, które niby przybyły z Włoch.
I wszystko to czynione było z niesłychaną pewnością siebie, ze zdumiewającą zimną krwią.
Ręczę panom, że to nie pierwsza sztuczka tego łotra.
Będziemy z nim mieli jeszcze niemało kłopotu.
Zirytowany bardzo lichym rezultatem swych wypytywań, sędzia śledczy zwiesił głowę i zmarszczył brwi.
— Do zobaczenia jutro! — rzekł, zwracając się do naczelnika policji śledczej i komisarza do spraw sądowych. — Pójdę do domu spokojnie wszystko rozważyć, a panowie ze swej strony bądźcie łaskawi przedsięwziąć środki, jakie uznacie za użyteczne.
W dziesięć minut później komisarz do spraw sądowych i naczelnik policji śledczej znajdowali się razem w gabinecie tegoż ostatniego w prefekturze.
— Co pan o tem myśli? spytał komisarz.