Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szenia, pomieszanego ze strachem, chociaż uczciwy, nie miał się czego obawiać.
— Panie — rzekł sędzia śledczy, wymieniwszy kim jest — przychodzę do pana nie ściągać zeznania, lecz prosić o niektóre objaśnienia.
— Jestem ich gotów dostarczyć. O co idzie?
— Czy wszystkie numera w pańskim hotelu są zajęte?
— W tej chwili, nie zupełnie, proszę pana... Wcale nie mam. Mama tylko pięciu lokatorów na dwanaście mieszkań, które powinnyby być zajęte. Czy pan chce poznać imiona, nazwiska i stan mych gości?
— Bezwątpienia.
— Zaraz objaśnię.
Wziął księgę zapisową i mówił dalej:
— Oto są nazwiska osób zapisanych obecnie. Pan Achilles Tourtin, komiwojażer, zamieszkały od dwóch tygodni, lat piędziesiąt. Pan Eugenjusz Blanchard, zamieszkały od roku i stołujący się u mnie, urzędnik merostwa, lat czterdzieści dwa. Pan Alfons Damiron, komisant handlu win, przybyły wczoraj wieczorem.
— O której godzinie? — zapytał pan de Gibray.
— O piątej.
— Ile ma lat?
— Sześćdziesiąt.
— Mów pan dalej.
— Pan Izydor Fernel z małżonką z prowincji, zamieszkali w Nangis, utrzymujący sklep galanteryjny, podróżujący do Paryża po zakupy. Są tutaj od dwóch dni.
— Innych podróżnych pan nie masz?
— Nie, panie.
— Ani dziś, ani wczoraj.
— Ale dzisiejszej nocy ktoś tu przychodził nocować?
— Nie, panie.
— Jakto? czym tego pewny? A ot garson, który co noc sypia w tym pokoju na przenośnem łóżku — rzekł gospodarz, wskazując na wchodzącego młodego człowieka w białym fartuchu.
— On może potwierdzić moje słowa.
Garson zbliżył się.
— Czy tu był w nocy jaki podróżny? — zapytał pan de Gibray.
— Nie, panie, ale ktoś jednak około wpół do drugiej przychodził.
— Ktoś? — powtórzył sędzia pokoju.
— Tak, panie. Spałem jak zabity, gdy w tem dzwonek hotelu, znajdujący się jak panowie widzicie, tu nad bankiem, obudził mnie swoim brzękiem. Wyskoczyłem z łóżka, włożyłem na siebie ubranie, pociągnąłem za sznur i czekam. Widząc, że nikt nie wchodzi, sądziłem, że jakiś urwisz zażartował sobie ze mnie, jak się to czasem