Strona:X de Montépin Marta.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W imię nieba, Filipie! oszczędź go! Bez krwi! Nie bądź ojcobójcą!
— Ojcobójcą! powtórzył młodzieniec z wyrazem pogardy. Zapominasz, moja matko, że ja się nazywam Filip de Nayle! Ten człowiek, dzięki Bogu, nie jest moim ojcem. Nie lękaj się, matko, ja nie wykonam wyroku śmierci na tym szpiegu, na tym mordercy, ale spodziewam się, że będzie miał tyle odwagi, iż to sam uczyni. No, panie, ciągnął dalej syn Aurelji, podając swój rewolwer Robertowi, uniknij sądu i placu kaźni! Oszczędź wstydu mej matce! Zabij się.
— O! Filipie... Filipie, wyjąkała pani Verniere, wyciągając ręce ku synowi.
— Czybyś wolała, matko, nosić żałobę po gilotynowanym? odpowiedz. Następnie zwracając się do Roberta: Zabij się! Przez cześć dla pamięci twego brata, zamordowanego przez ciebie, nie wlecz jego nazwiska na rusztowanie.
— Nie... nie... wyjąkał bratobójca, a zęby szczękały mu ze strachu.
— W takim razie, panie sędzio śledczy, ja wydaję panu tego człowieka. Zawołaj pan swych agentów.
— A niech się dzieje sprawiedliwość! poparła Weronika.
— Do sądu ze szpiegiem! na gilotynę z hultajem! zawołał Magloire.
Pani Verniere, oszalała z rozpaczy i przestrachu, padła na kolana i błagalnie wyjąkała:
— Łaski! Łaski! Bez sędziów... nie wydawajcie go sędziom... nie posyłajcie go na rusztowanie... Łaski dla