Strona:X de Montépin Marta.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pochylił głowę, ażeby lepiej słyszeć.
— Więc morderca Ryszarda Verniere? podchwycił pan Savanne, którego głos Filip również poznał.
— Jest tutaj. Wiem, kto on jest i stryj wkrótce się też dowie. Ale nie powinniśmy poprzestać na pierwszem doświadczeniu. Trzeba nam jeszcze innego, bardziej stanowczego, i będziemy je mieli tej jeszcze nocy. Unikajmy zbytecznego skandalu.
— A jeżeli ten człowiek nam się wymknie?
— Nie wymknie się. Ja nad nim czuwam.
— Może to doświadczenie rozstrzygające, którego pragniesz, ja uskutecznię jeszcze wcześniej, niż ty, rzekł pan Savanne. Nie oddalaj się ztąd, ażebym cię mógł znaleźć w każdej chwili.
I sędzia opuścił Henryka, który wrócił do namiotu i usiadł naprzeciw Roberta.
Filip słyszał wszystko. Morderca Ryszarda Verniera znajdował się w willi Neuilly wśród gości ojczyma! Poznano go! Ale któż to może być. Pilnowano go i chciano jeszcze odbyć doświadczenie poważniejsze. I nagłe młodzieniec drgnął od stóp do głowy.
— A! ja go także znam, wyszeptał. Nie wiem jakiego doświadczenia spróbują, lecz ten człowiek nie ucieknie, bo i ja nad nim czuwam!
Sędzia śledczy, rozstawszy się z Henrykiem podążył do domku, zamieszkałego przez ogrodnika.
Berthout powróciwszy z parku Saint-Maur przed kwadransem, czekał na niego koło domku.
— Daj mi ten brelok, rzekł Daniel.
Agent potrząsł głową i odpowiedział: