Strona:X de Montépin Marta.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zamiast przyjętych przez ministra wojny. Filip dodał, wskazując zwitek papieru, trzymany w ręku. Przynoszę panu prawdziwe, prosząc, ażebyś pan oddał te, które na nic się nie zdadzą, chyba, że pan jużeś je wysłał do Berlina.
— Nie, dzięki niebu, nie jeszcze, wyrzekł baron Schwartz, bardzo zmieszany tem, o czem się dowiedział. Ale je miałem zaraz wysłać. A wtedy co za straszna odpowiedzialność zaciężyłaby na mnie. Na samą myśl drżę! A! jest Opatrzność, i ona się mną opiekuje widocznie. Oddam panu pańskie formuły i plany w zamian za te, które mi pan przynosisz.
Zasadzka była tak dobrze zastawiona, że przedstawiciel niemiecki wpadł w nią bez najmniejszego podejrzenia. Zbierał wszystkie dokumenty, podczas gdy młodzieniec rozwijał zwolna papier w który był zaopatrzony.
— Oto, panie hrabio, wyrzekł Wilhelm Schwartz, kładąc przed synem Aurelii plany i wyliczenia, sprzedane przez Roberta. Zobacz, czy jest wszystko.
Filip wziął papiery poukładane, rozgatunkował je, dla przekonania się, czy rzeczywiście nie brakowało żadnego, zwinął je i włożył do kieszeni.
Niemiec wyciągnął rękę, ażeby dostać wzamian przyrzeczone dokumenty.
— Wybaczy pan baron, odrzekł syn Aurelii, cofając się o krok, dokumenty, które mi pan oddał, należą do mnie, i nie będziesz miał żadnych.
— Co pan robisz? wyjąkał baron zsiniały.
— Odbieram w posiadanie przedmioty skradzione, których pan byłeś przechowywaczem.