Strona:X de Montépin Marta.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chodzę w imieniu mego ojczyma i z jego polecenia, ażeby powetować opłakaną omyłkę, jaką popełnił.
— Opłakaną omyłkę? powtórzył baron.
— Tak, panie. Ale możliwą do naprawienia.
— Dlaczegóż sam nie przyszedł?
— Ponieważ zmuszony był wyjechać wczoraj wieczorem niespodziewanie do Anglii. Liczył na mnie, że go zastąpię... Nic mi nie jest obcem z układów, zawartych między panem i moim ojczymem i zsolidaryzowałem się zupełnie z jego postępkami. Możesz więc pan rachować na mnie jak na niego.
Wilhelm Schwartz skłonił się z uśmiechem.
— Ależ wreszcie, panie hrabio, rzekł, o jakiej to omyłce mówisz i dla kogo ona jest opłakaną?
— Dla mego ojczyma, gdyż mogłaby poddać w podejrzenie dobrą jego wiarę, i dla pana również, gdyż z pewnością oskarżono by pana u wyższej władzy o niedbalstwo i nieudolność.
Dygnitarz niemiecki drgnął.
— O niedbalstwo, nieudolność! wyszeptał. Doprawdy! Ale o cóż więc chodzi?
— Mój ojczym traktował z panem o sprzedaż pańskiemu rządowi planów pocisków wojennych i obliczeń co do nabijania tych pocisków.
— A więc?..
— A więc, oddając panu rzeczy sprzedane, pomylił się w planach i rachunkach.
— Czy podobna, wielki Boże! zawołał urzędnik niemiecki, podnosząc obie ręce ku sufitowi.
— Dał panu wyliczenia naszych pierwszych prób,