Strona:X de Montépin Marta.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Postaram się, odpowiedział Daniel.
— Henryku, rzekł przełożony kliniki, jutro zrana przyjdź do mnie, dla bliższego porozumienia.
Młodzieniec odprowadził chirurga do salonu.
— Pani Sollier, odezwał się Daniel, pozostaniesz tu z Martą. Damy ci mieszkanie w pałacyku nad brzegiem wody, tam będziesz pielęgnowaną.
W kilka godzin później, gdy goście zasiadali do obiadu w obszernym pokoju jadalnym w willi, Henryk wprowadził Weronikę i Martę do pałacyku nad rzeką, gdzie już poczyniono odpowiednie przygotowania dla ich mieszkania.
O’Brien nie opuścił wcale alei, na którą wychodziła główna brama willi Savanne. Widział jak niewidoma wraz z wnuczką wprowadzone zostały przez Henryka do domu jego stryja. Ponieważ, choć noc zapadła, nie widział, ażeby ztam tąd wyszły, powiedział sobie, że pani Sollier niezawodnie zgodziła się na operację i to przeświadczenie skłoniło go do wykonania pierwotnego planu.

∗             ∗

Pomimo ogólnej radości, Daniel Savanne nie zdołał się otrząsnąć z zadumy, w jaką go wprawiły odkrycia Weroniki.
Wybiła godzina jedenasta. Głoście zaczęli się żegnać.
— Kochany panie Savanne, odezwał się Robert Verniere, zanim goście pańscy się rozejdą, niech mi będzie wolno zaprosić ich do siebie. Panie i panowie, dodał, zwracając się do obecnych, wynurzam do wszystkich, bez wyjątku, prośbę, ażebyście raczyli przepędzić u mnie, w Neuilly, dzień, który postaram się uczynić