Strona:X de Montépin Marta.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

również przyjemnym jak dzisiejszy. Czy mogę na państwa liczyć?
Wszyscy odezwali się jednozgodnie:
— I owszem! przyjmujemy!
Daniel drgnął! To, co Robert zaproponował, właśnie o to samo on chciał prosić. A więc wszyscy ci obecni znów zebrani będą, kiedy Weronika odzyska wzrok i będzie mogła wskazać człowieka z którym walczyła na podwórzu fabryki w Saint-Ouen, i to może nastąpi u niego! Straszliwy skandal nie w domu sędziego wybuchnie.
— Z wielką przyjemnością, drogi panie Robercie, przyjmujemy, rzekł, zmuszając usta do uśmiechu. Potem dodał: Kiedy pan zamierza urządzić to przyjęcie?
— Za dwa tygodnie, 23. czerwca, proszę do siebie wszystkich, do Neuilly. Program będzie taki sam, jak dzisiaj.
W krótce wszyscy opuścili willę Savanne.
Nazajutrz bardzo wcześnie, gdy jeszcze nikt nie wstał w willi, sędzia wraz bratankiem udali się do domku nad rzeką gdzie zamieszkały Weronika i Marta.
Dziecko spało na dole, Weronika na pierwszem piętrze. Marta siedziała już przy babce. Spała bardzo dobrze, lecz Weronika, pod wrażeniem strasznych myśli, nie zamknęła oczu przez całą noc i czuła się zgorączkowaną.
Wkrótce Henryk odszedł, udając się do kliniki a Daniel, pozostawszy z Weroniką długo ją wypytywał. Opowiedziała mu wszystko, nic nie zapomniawszy, o swej wizycie u magnetyzera O’Briena i o szczegółach tej bytności, poczem powtórzyła słowo w słowo