Strona:X de Montépin Marta.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do siebie, ażeby mogła mu powiedzieć do ucha, dodała: Mordercy pana Ryszarda Verniere są tutaj, w tym domu, u pańskiego stryja.
Henryk spojrzał na Weronikę niespokojnie. Widocznie stało się coś dziwnego, niezwykłego. Trzeba się było dowiedzieć. Ująwszy Weronikę za rękę, wprowadził ją i Martę do gabinetu stryja.
Daniel Savanne, opuściwszy na chwilę gości, znajdował się w swoim gabinecie. Otrzymał właśnie od naczelnika policji telegram w tych słowach: „Dawne książki rachunkowe Dutaca odnalezione u jego następcy. Czekam na instrukcje.“ Daniel udawszy się do swego gabinetu, zredagował odpowiedź możliwie lakoniczną: „Niech działa inspektor Berthout.“
Na widok drzwi otwierających się i wchodzącego Henryka wraz z panią Sollier i małą Martą, urzędnik wydał okrzyk zdziwienia i zapytał:
— Mój drogi Henryku, co się stało?
Weronika poznawszy głos Daniela odpowiedziała:
— Stało się to, że u pana znajdują się mordercy, złodzieje i podpalacze fabryki Saint-Ouen.
Sędzia oszołomiony cofnął się o krok i spojrzał na bratanka. Tak samo jak Henryk przed chwilą, pomyślał, że ociemniała dotknięta została obłędem.
Henryk zrozumiał nieme badanie wzroku Daniela.
— Nie mój stryju, zawołał, pani Sollier jest przy zdrowych zmysłach. Ona słyszała słowa, które usprawiedliwiają jej twierdzenie.
Pan Savanne wstrząśnięty zgrozą, pochwycił drżące ręce Weroniki i zapytał: