Strona:X de Montépin Marta.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Trzymają, ale łańcuchami złotymi, a te nie wydają mi się ciężkiemi, odparł, śmiejąc się bratobójca.
W godzinę później dzwonił do bramy pałacyku barona Schwartza. Lokaj był uprzedzony. Gościa wprowadził natychmiast do swego pana.
Prusak podał mu prawą rękę, gdy lewą, jaśniejącą od pierścieni, głaskał piękną brodę jasnowłosą.
— Mój drogi baronie, rzekł doń Robert tonem swobodnym, przychodzę po powinszowania, które pan mi chciał osobiście wyrazić.
— Nie będę ich panu szczędził, odparł urzędnik do specjalnych poruczeń, i oświadczam panu, że są bardzo szczere. Oceniają pana w wysokim stopniu, jak na to zasługujesz, żałuj nieskończenie, że nie oddano wcześniej sprawiedliwości człowiekowi pańskiej wartości. Byłeś pan oczerniony w oczach głównego sztabu. Źle uczyniono, dając wiarę nieprzychylnym raportom, lecz jeżeli przekonają się, że z łatwością zapomnisz o tych fatalnych nieporozumieniach i że gotów pan jesteś przyjąć wyrazy naszego żalu i zostać znów naszym przyjacielem...
— Gotów byłbym, jeżeli ta przyjaźń okupi się w sposób należyty.
— To znaczy, żeś się pan namyślił, nieprawdaż?
— Prosiłem pana o miesiąc czasu.
— Brak tylko jeszcze dwóch dni do upływu miesiąca, a czas nagli. Podałeś pan rządowi francuskiemu swe wynalazki wojskowe i teraz otrzymałeś polecenie ich szybkiego wykonania. Otóż Niemcy powinny być gotowe równocześnie z Francją. W razie gdyby Fran-