Strona:X de Montépin Marta.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O jego przyszłości! powtórzyła pani Verniere.
Poszli do parku i usiedli na ławce pod lipami. Para małżeńska prowadziła dalej rozmowę. Robert delikatne poczynił uwagi o zmianach, zaszłych w usposobieniu Filipa, i o smutku, jaki go chwilami ogarniał; żona to samo przyznawała, i powoli zwierzyli się przed sobą, o czem wiedzieli dobrze, o miłości młodego chłopca dla Aliny. Wkrótce po wspólnem porozumieniu, oboje zadowoleni, że jedno drugie popiera w zamiarach, ułożyli projekt małżeństwa w sposób stanowczy.
— Niech Filip oświadczy się. Ja sam za kilka dni pomówię z panem Savanne.
Robert wstał i wrócili do willi.

XIII.

Gdy Daniel Savanne powrócił do pałacu sprawiedliwości, wezwał do swego gabinetu brygadjera Berthouta.
— Czy poznajesz ten przedmiot? zapytał tegoż.
I pokazał mu wyjętą z papierowego owinięcia kopię breloku Roberta Verniere.
— Doskonale, panie sędzio. To jest ten klejnocik, który Magloire znalazł w ręce zemdlonej Weroniki.
— A przynajmniej to jego kopia dokładna.
— Kopia!.. To!..
— Tak, rzeczywiście o tyle dokładna, że trudno ją odróżnić od oryginału. Na ten przedmiot liczę, że wskaże nam ślad nędznika, do którego należał, a przynajmniej który go nosił.
— Panie sędzio, trzebaby wiedzieć u którego jubi-