Strona:X de Montépin Marta.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co ci jest? zagadnął Robert.
— Bo mnie się wydaje, że nie mamy wciąż jeszcze gruntu pod nogami, że nic jeszcze pewnego nie ma w twych planach zarówno jak amerykanina, i że zanim dojdziecie do kresu swych projektów, nadejść może katastrofa, która zniweczy wszystko i wyśle nas w podróż, której ani ja ani ty wcale sobie nie życzymy.
— Słowem, boisz się?
— Ja tylko tak jak ty, dbam o swą skórę i wcale nie jestem uspokojony waszemi kombinacjami, które mi się wydają wątpliwemi.
— Znajdź coś lepszego, rzekł Robert oschle.
— Może znalazłem.
Wytlómacz się.
— Ażeby się wytłómaczyć, muszę trochę zboczyć od przedmiotu, ale niebardzo. Czy pan Daniel Savanne bardzo przywiązany był do twego brata?
— Jak brat.
— Czy również przywiązany jest dla Aliny?
— Kocha Alinę, jak gdyby była jego córką, i gotów byłby dla niej do wszelkich poświęceń! Za to ci ręczę! gdybyśmy nie byli przyjechali do Francji, gdyby żona moja nie była się zajęła przyszłością tego dziecka, jestem pewien, że byłby uczynił dla niej to, co uczyniłby dla swej córki. Tak, on kocha Alinę tak samo, jak kocha Matyldę, a ta uważa Alinę jak swą siostrę.
— Otóż gdyby ta Alina, to dziecko, dla którego, jak powiadasz, gotów byłby do wszelkich poświęceń, zagrożone było w swoim honorze lub w honorze ko-