Strona:X de Montépin Marta.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ależ wszystko ma swe granice! Zresztą zkąd weźmiesz ten przyobiecany milion?
— To nie ja go zapłacę...
— Któż więc?
— Niemcy.
Tu Robert opowiedział znaną czytelnikom rozmowę z przedstawicielem Prus.
— I ty gotów jesteś poddać się wymaganiom Niemiec? zagadnął Grivot.
— Zdecydowany jestem na wszystko, ażeby ocalić nasze głowy. Za dwa raporty o wynalazkach, Prusy zapłacą trzy miliony, O’Brien działać będzie, a my, zaopatrzeni w dwa pozostałe miliony, zostawimy mojego pasierba, ażeby sobie radził jak może z fabryką, sami zaś powędrujemy dokąd indziej.
— Tak, ale podejrzenie ścigać nas będzie.
— Podejrzenie bez dowodów nie znaczy nic.
— Ha! masz słuszność... Niemcy są naszą jedyną deską zbawienia... Wyjaw im te sekrety, ale za pieniądze gotówką.
— Bądź spokojny, będę działał i o tyle będę ostrożny, ażeby się nie skompromitować względem Francji. Jeżeli oskarżenie ma nastąpić, spadnie ono na tych, którzy nie będą w stanie dowieść, że nie są winni.
— Kiedy O’Brien ma działać?
— O ile można jak najprędzej. Działanie jego zawarunkowane jest jeszcze wykonaniem różnych kroków przygotowawczych względem pani Sollier.
Klaudjusz z głową zwieszoną, z czołem zmarszczonem, rozmyślał.