Strona:X de Montépin Marta.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mozin jest naszym współzawodnikiem, nie zapominajmy o tem, musimy mieć nad nim przewagę. Panie Grivot, niech pan zajdzie do mego gabinetu, mam z panem do pomówienia.
Robert Verniere opuścił warsztaty a za nim wyszedł majster.
Gabinet pryncypała opatrzony był podwójnemi drzwiami, tak, że rozmowy w nim niepodobna było słyszeć na zewnątrz, gdyby nawet kto chciał podsłuchiwać. Nikt też nie mógł wejść, bez uprzedzenia dzwonkiem elektrycznym, a Robert dopiero naciskał sprężynę przy biurku, która drzwi otwierała.
Skoro się znaleźli sami, Klaudjusz zabrał głos.
— Pilno mi było zobaczyć się z tobą, rzekł.
— Czy masz mi powiedzieć coś ważnego?
— Nie, ale chcę ci wyjawić projekt, jaki mi przyszedł do głowy.
— Co do naszych wynalazków?
— Co do naszych interesów.
— W fabryce?
— Po za fabryką.
— Pozwól wprzód ci powiedzieć, żem się widział, z O’Brienem...
— I cóż? Zgadza się na usunięcie ślepej?
— Tak. Ale to będzie kosztowało drogo.
— Nigdy za drogo nie kupuje się spokoju.
— Obiecałem milion.
— Milion! zawołał Grivot, czyś ty oszalał?
— Wszak powiedziałeś przed chwilą, że nigdy za drogo nie kupuje się spokoju.