Strona:X de Montépin Marta.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem, coś mi powiedział.
Twarz Filipa rozpromieniła się. Było dlań wiadomem, że matka bronić będzie jego sprawy z porywającą wymową i że ją wygra.
Powozik zatrzymał się przed bramą fabryki.
Robert udał się niezwłocznie do swego gabinetu, ażeby przejrzeć nadeszłe listy, Filip zaś poszedł do pokoju dlań przeznaczonego i łączącego się z salą rysunkową. Tu przyjrzał się planom, które w przeddzień kazał ostatecznie wykończyć, potem wraz z ojczymem zwiedzili warsztaty, gdzie wykonywane były obstalunki, które w ciągu następnego miesiąca miały być dostarczone dla marynarki do Tulonu.
Klaudjusz Grivot wyszedł na ich spotkanie, zawsze pełen uszanowania, jak zwykle, wobec Roberta i Filipa de Nayle. Ten ostatni nie mógł więc ani na chwilę podejrzewać zażyłości tajemniczej, jaka istniała między tymi dwoma ludźmi, związanymi zbrodnią.
— Cóż się dzieje z kulami nowego modelu? zapytał Robert.
— Modele są gotowe, odpowiedział Grivot.
— Bądź łaskaw przygotować notatkę, objaśniającą o nowych działach, rzekł Robert do pasierba, i niech to będzie w jak największym sekrecie, dodał.
— Brak mi kilku ostatnich wiadomości, odparł młodzieniec, ale to, czego żądasz, będzie gotowe, zanim będziemy musieli pójść do komisji egzaminacyjnej w szkole Fontainebleau.
— Pospiesz się. W tym interesie kartaczownic, oprócz względów patrjotycznych, zarobić można ogromne sumy.