Strona:X de Montépin Marta.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gadnąć wcześniej. To Matylda Savanne, nieprawdaż? i Filip potrząsł głową, słysząc ojczyma, wymawiającego nazwisko Matyldy Savanne.
— Nie ona, odpowiedział.
Robert drgnął.
Czyżby syn jego żony miał pokochać córkę brata, przezeń zamordowanego?
— Alina? zawołał głosem nieco drżącym.
— Tak... Alina...
Lekki pot zwilżył skronie bratobójcy, ale szybko otrząsnął się ze wzruszenia.
— A czy wie Alina, że ją kochasz? zapytał.
— Nie.
— Czy matka twoja wie, jakie cię uczucie przejmuje?
— Tak.
— I pochwala to?
— Tak sądzę.
Czoło Roberta zmarszczyło się.
— Dlaczego mi nie mówiła o tem? spytał.
— Czeka zapewne na to, aż przyszłość naszej fabryki będzie zupełnie zapewnioną.
— Bardzo jesteś jeszcze młody, ażebyś się miał żenić, mój drogi chłopcze, odparł Robert.
— Mam już lat dziewiętnaście skończonych.
— I myślisz, że w roku dziewiętnastym już się jest mężczyzną skończonym.
— Bezwątpienia, jeżeli kto ma przymioty poważne i rozsądek męzki.
— Dobrze. Przepędzimy niedzielę całą w parku Saint-Maur u pana Savanne i ja pomówię z twą matką o