Strona:X de Montépin Marta.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Henryk zaopatrzył się w wiosła, i podążył za Aliną, panią Verniere i Matyldą, otworzywszy furtkę, dającą przejście na wybrzeże. Osoby nasze miały się skierować ku małej przystani, gdzie spoczywała łódka, gdy Henryk zatrzymał się raptownie.
Naprzeciw schodków drewnianych, prowadzących z brzegu do łódki, znajdowała się szeroka barka płaska, przywiązana do długiej i mocnej żerdzi, wbitej w koryto rzeki. Na tyle łodzi siedział jakiś człowiek przed stalugą, mającą płótno, na którem widniały pierwsze zarysy krajobrazu. Człowiek o włosach białych i takiejże brodzie przybrany w kapelusz słomkowy o szerokich rondach, wydawał się pochłoniętym zupełnie przygotowaniem na palecie farb, które miały odpowiadać barwie nieba na jego obrazie. Usłyszawszy otwierającą się furtkę, przerwał swą pracę i obrócił się. Na widok dam ukłonił się. Odkłoniły mu się, a on znów zabrał się do pracy.
Łódź, do której wsiadali mieszkańcy willi Savanne, była elegancka, mocna i dość znacznych rozmiarów, tak, że pomieścić mogła ośm osób. Zresztą nie należało się lękać niebezpieczeństwa, gdyż Henryk ze zręcznością przewoźnika łączył wiele spokoju i ostrożności.
— Idźcie panie powoli, zalecał, proszę ostrożnie, bo nie byłoby przyjemnie, użyć kąpieli, która byłaby zupełną, gdyż woda jest tutaj głęboka.
Malarz wyszeptał między zębami, tak, że go nikt nie mógł słyszeć:
— Cztery metry, ja sondowałem.
Matylda usiadła przy sterze. Pani Verniere i Alina