Strona:X de Montépin Marta.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Co z nim chcesz uczynić?
— Ten mnie trzyma tym nieszczęsnym brelokiem, rzekł Robert.
— Tak, ale pan go trzymasz listem.
— List nie zabezpiecza mnie zupełnie. Ci ludzie mnie zgładzą, ażebym im nie szkodził.
Amerykanin nie odpowiedział. W myśli zaś mówił do siebie:
— O! do tego są zdolni zupełnie. Poczem, zwracając się do Roberta: Przyjm pan, co ci proponują, rzekł.
— Mam miesiąc do namysłu. Zobaczę co uczynić.
Przyszli przed restaurację Słowika, rozglądając się.
Było to coś oryginalnego. Dwie ściany długości około czterdziestu metrów a wysokości dwa i pół były zbudowane, a na tych murach osadzony został maleńki budynek, w którym korytarz miał przepierzenie, dzielące całe miejsce na dwie części. Dwa pokoje stanowiły mieszkanie Słowika, inne stanowiły gabinety restauracyjne. Na dole znajdowała się kuchnia, mały salonik, na przodzie pokój dość obszerny, rodzaj muzeum, którego przedmioty były bardzo dziwaczne. Tu, na ścianach, wisiały w małych ramkach fotografie słynnych złodziei, podpalaczy, morderców, anarchistów; obrazy lub rysunki, przedstawiające ważniejsze zbrodnie, popełnione w departamencie Sekwany od lat dwudziestu. W głębi była cała zbrojownia, złożona z broni morderców, sztyletów, noży i t. p. Potem w innych ramkach listy z pochwałami urzędowemi od profekta policji, od naczelnika służby bezpieczeństwa. Figura woskowa przedstawiała Słowika, ranionego podczas aresztowania mordercy.