Strona:X de Montépin Marta.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jaka, proszę pana?
— Kiedy pani przyszłaś tutaj, po wyjściu ze szpitala, wiedziałaś dobrze, że się znajdujesz w gabinecie urzędnika, któremu powierzono śledztwo w sprawie zbrodni w Saint-Ouen. Przyszłaś pani do sędziego śledczego z powziętym zamiarem powierzenia mu tajemnicy, zapytania go o radę.
Drgnęła i ręka jej ścisnęła ramię małej Marty.
— Chodziło o rzecz bez znaczenia, rzekła.
— Bez znaczenia może dla pani, lecz nie dla sprawiedliwości, odparł Daniel. Mówiłaś mi pani o wizycie, złożonej panu Verniere przez mego brata, Gabrjela Savanne, dnia 30. grudnia wieczorem.
— Tak, przypominam to sobie, lecz pan mi odpowiedziałeś, że się muszę mylić, to bardzo było możliwe, ponieważ nie znałam kapitana Savanne.
— Niezawodnie wymienił przed panią swoje nazwisko, ażebyś go oznajmiła panu Verniere.
— Są nazwiska do siebie podobne, a pamięć może mnie mylić.
— To bardzo nieprawdopodobne. Ostatecznie ten oficer marynarki i pan Ryszard jedli z sobą obiad i przepędzili wieczór razem.
— To możebne, nie pamiętam dobrze. Dwa dni przedtem pochowałam córkę, w głowie mi się mąciło.
— Pani Sollier, zawołał sędzia, pani nie mówisz mi prawdy! Pani doskonałe wiesz, że oznajmiłaś kapitana Savanne, że przepędził kilka godzin z panem Ryszardem Verniere, i musisz pani znać powody tej długiej rozmowy.