Strona:X de Montépin Marta.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

góły o faktach, których byłeś świadkiem.
— Pan baron raczy mnie zapytać, odpowiedział pomerańczyk, bo zdaje mi się, że nie mogę nic dodać do tego, com mu pisał w raporcie.
— Więc to Robert Verniere przychodził do doktora O’Briena?
— Tak, to on. Nie mogłem się omylić, ponieważ znam go oddawna.
— A ta kobieta, ta niewidoma, która przychodziła radzić się jasnowidzącej?
— To dawna odźwierna z fabryki Ryszarda Verniere.
— I to po odwiedzinach tej kobiety postanowił raptownie opuścić Paryż?
— Tegoż wieczora oznajmił mi o swojem wyjeździe, a nazajutrz zrana zostaliśmy zapłaceni i odprawieni.
— I nawet nie mogliście się przekonać, czy ten wyjazd był rzeczywisty i jaki był jego powód?
— Drzwi od gabinetu doktora były szczelnie zamknięte i dlatego starałem się napróżno podsłuchać, co się mówiło między nim i panną Mariani. Nie mogłem podchwycić ani jednego wyrazu, sądzę jednak, że wyjazd był konieczny, klientela się zmniejszała, pieniądze stawały się rzadkiemi, panna Mariani nudziła się. Mój pan miał ochotę spróbować szczęścia gdzieindziej.
— Jesteś bardzo użytecznym, Hermanie, i o tem pamiętać będziemy. Otrzymałeś ładną nagrodę, a Natan, bogaty bankier, całkiem nam oddany dał ci miejsce doskonałe, gdzie musisz nam oddać usługi znaczne. Nie zapomnij otrzymanych poleceń.
— Polecono mi rozciągnąć bezustanny dozór nad