Strona:X de Montépin Marta.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rykiem. Zobaczy, że się kochacie i wyrzeknie się swych projektów. Zresztą, jeżeliby ona tego nie widziała, ja postaram się jej otworzyć oczy.
— Jak ty to wszystko dobrze układasz!..
— Pozwól mi działać. Najgłówniejszem będzie wpływać na ojca, ażeby jak najprędzej zabrał nas do Parku Saint-Maur. I tego również się podejmuję.
— Kiedy pomówisz z ojcem? zapytała Alina.
— Nic nie wiem, zapewne gdy zawiadomi, kiedy tu przyjedzie, w każdym zaś razie, napiszę doń, wstawszy od stołu, a właśnie dzwonią na śniadanie.
Rzeczywiście dźwięki dzwonka wzywały do pokoju jadalnego mieszkańców willi Neuille.
Po śniadaniu Matylda udała się do swego pokoju i, jak postanowiła, napisała do ojca.

∗             ∗

Prosimy czytelników, ażeby nam towarzyszyli na ulicę Veneuil, do gabinetu głównego naczelnika służby wywiadowczej w ambasadzie niemieckiej.
Baron Wilhelm Schwartz siedział rozparty na fotelu za wielkiem biurkiem, pokrytem papierami i broszurami, i palił ogromne cygaro, głaszcząc się ręką lewą po pięknej brodzie jasnej, przystrzyżonej wachlarzowato.
Przed nim stał rosły mężczyzna, w liberji, pokorny, jak żołnierz pruski przed podoficerem na mustrze. Był to lokaj, pomerańczyk, którego widzieliśmy w służbie u magnetyzera, któremu się zdawało, że liczyć może na jego przywiązanie i dyskrecję.
— Z uwagą odczytałem wasz raport, mówił do niego baron Schwartz. Trzeba, ażebyś mi dał dokładne szcze-