Strona:X de Montépin Marta.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nia, bez wszelkiego niebezpieczeństwa.
Amerykanin znał dobrze okolice Paryża i różne ustronia, gdzie mógłby przebywać wraz z Ewą Mariani, bez zwrócenia uwagi. Spodziewał się, że takie miejsce będzie dobre w parku Saint-Maur. Udał się tam, przybrawszy powierzchowność zamożnego mieszczanina paryskiego i zaszedłszy do biura wynajmu lokali, znalazł odrazu pomieszczenie, jakiego pragnął.
Wskazano mu niewielki domek, położony przy alei mało uczęszczanej, pośród dość gęstych zarośli. Wysoki parkan otaczał dość obszerny ogród. Domek umeblowany był bardzo skromnie, ogród był zapuszczony, lecz mało to obchodziło O’Briena, który spodziewał się tu zamieszkać bardzo niedługo.
— Wynajmuję, rzekł O’Brien, bylebym mógł się nie zwłocznie tu sprowadzić.
W godzinę później magnetyzer podpisał kontrakt wynajmu pod nazwiskiem Nelsona, zapłacił sześćset franków za pół roku i otrzymał klucze od domku, który jak opiewała tablica blaszana, przybita obok bramy, nazywał się willą Kasztanową.
Rzeczywiście cztery wielkie kasztany rosły po za bramą i rzucały potężny cień.
Wkrótce potem amerykanin sprowadził się tu z Ewą Mariani. Jedli śniadanie i obiady po za domem, to w Paryżu, to w Champigny, najczęściej zaś w Saint-Ouen, dokąd przybywali, przebrani nie do poznania i gdzie przepędzali część dnia, ażeby szpiegować niewidomą i jej wnuczkę.
Od kilku już dni O’Brien kilka razy śledził Wero-